Gdy oderwał się od słupa i ruszył do brzegu, poczuł upiorny dotyk ryby.
Serce mu biło na myśl, że znajdzie Jennifer martwą, bo skoczyła, martwą, bo przed nim uciekała. A najpierw sama cię tu zwabiła... to jej plan. Nie miej wyrzutów sumienia... jeszcze nie. Zresztą jej tu nie ma. Jesteś sam. Głosy nad głową przybierały na sile, było ich coraz więcej, choć ze względu na mgłę wydawały się niesamowite, bezcielesne. Nie ma jej tu. i nigdy nie było. Wszystko sobie wyobraziłeś. Czerwona sukienka to symbol. Jennifer, która skacze w bezdenną czerń z upiornego molo... Dobry Boże, co z nią? Teraz wyraźnie słyszał krzyki na molo. – Widziałem go, mówię wam. Facet skoczył! – Widziałeś? W takiej mgle? – Tak! Jakiś wariat skoczył z poręczy. – Z poręczy, powiadasz. Barney, znowu piłeś. – Na rany boskie, mówię wam, jakiś facet skoczył z molo! – Nic tam nie ma. – A skąd wiesz? We mgle nie widać. – Barney obstawał przy swoim. – Już dzwoniłem, policja zaraz tu będzie. Dobrze, pomyślał Bentz. Przyda mu się pomoc. Wypłynął spod molo, pozwolił, by fale doniosły go do brzegu. Z ulgą powitał światła i wycie syren tuż koło plaży. Wychodził z wody, gdy padło na niego światło latarki. – Jest! – A nie mówiłem? – zawołał Barney Na molo wybuchły krzyki. Wszystkie inne odgłosy zagłuszało coraz bliższe wycie policyjnych syren. Bentz człapał po plaży, dygocząc z zimna. Odwrócił się i spojrzał na morze. W oddali płonęła miejska łuna świateł, diabelski młyn odbijał się w lśniącej wodzie. Znowu pomyślał o Jennifer w zimnej, ciemnej zatoce. Czy kryje się w mroku, śmieje z niego, zadowolona, że sprowokowała go do skoku? A może tonie, bo zaplątała się w wodorosty, i niewidzącym martwym wzorkiem wpatruje się w niebo, unosząc się w wodzie w obłoku czerwonej sukienki? Na miłość boską, weź się w garść! Otarł twarz dłonią. Ku niemu biegło kilka osób. Pierwsza była para, którą wcześnie widział na molo. – Człowieku, nic ci nie jest? – Chłopak miał ze dwadzieścia lat, spod czapeczki wysuwały się niesforne loki. Wydawał się naprawdę przejęty. – Ma ktoś koc albo coś do przykrycia? – zawołał przez ramię. – Nic mi nie jest. – Jasne, nie licząc zimna i obaw, że mi odbija. Bentz zakaszlał. Dygotał. – Na molo była kobieta... Skoczyła i rzuciłem się za nią. Blondynka pokręciła głową. – Nie widziałam jej. – Stała na końcu molo. – Dlatego biegłeś? – Domyśliła się blondynka. – Widziałam, jak odrzuciłeś laskę. Bentz skinął głową. – I co się z nią stało? – Nie wiem, trzeba szukać. Bentz szczękał zębami z zimna. Wóz patrolowy zatrzymał się przy krawężniku, wysiadło z niego dwóch policjantów. – Jest w szoku – stwierdził starszy facet z cygarem. Bentz pokręcił głową i uniósł rękę, by uciąć wszelkie dalsze spekulacje. – Nie, naprawdę, tylko mi zimno. Do cholery, naprawdę widziałem, jak kobieta skoczyła z molo! – Chodźmy! – Kilku mężczyzn pobiegło w stronę wody, choć wątpił, by coś znaleźli. Jennifer zniknęła. Znowu. Starzy facet zdjął za dużą, śmierdzącą tytoniem marynarkę.