to człowiek, który funkcjonował poza prawem, a jednocześnie był tego

  • Fatma

to człowiek, który funkcjonował poza prawem, a jednocześnie był tego

07 February 2023 by Fatma

prawa narzędziem. Intrygujące było też to, że chciał podzielić się z Lukiem swoimi myślami i odczuciami. Odsłaniał się przed nim. Czy nie będzie miał później wątpliwości? Czy nie uzna, że zrobił źle? Luke czuł jednak, że nie musi się bać. Kondor traktował go przyjaźnie, więcej, z szacunkiem. Być może nawet go polubił, a jego patriotyzm w każdym innym zawodzie byłby godny polecenia. Ale czy jest jakaś granica, która oddziela oddanego sprawie agenta od zwykłego mordercy? – Czy kiedykolwiek załatwił pan w ten sposób jakąś osobistą sprawę? – spytał jeszcze. – Nie. – Kondor aż się skrzywił. – To wbrew zasadom. – A gdyby ktoś taki jak pan to zrobił? Złamał to niepisane prawo? Luke obserwował zmarszczki, które pojawiły się na czole mężczyzny. – To byłoby fatalne – stwierdził w końcu. – Mielibyśmy do czynienia z prawdziwą maszyną do zabijania. – Kondor pochylił się w jego stronę. – Maszyną, która potrafi zabijać na setki rozmaitych sposobów, nie ma żadnych wątpliwości, nie myśli o własnej śmierci, niebie czy piekle. Taka maszyna nie ma żadnych oporów i nie zastanawia się nad tym, że ludzie mają prawo do życia. – Bo są dla niej celami – podchwycił Luke. – Po prostu celami. I chce pan powiedzieć, że jedyną rzeczą, która utrzymuje tę maszynę w ryzach, jest jej patriotyzm i niepisane prawo?! Kondor spojrzał mu prosto w oczy, a potem skinął lekko głową. – Tak. Jeśli się to zabierze, to koniec. Można przygotować się na krwawe jatki. Dla takiej maszyny zemsta to synonim sprawiedliwości. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY Julianna spotykała się z Sandy już od tygodnia. Zwykle na kawie, ale w piątek, co zasugerowała Julianna, wybrały się też do kina, a w sobotę na zakupy i lunch. Stały się najlepszymi przyjaciółkami. Zgodnie z przypuszczeniami Julianny, Sandy była jej za to głęboko wdzięczna. Tak wdzięczna, że nigdy nie zastanawiała się, skąd wzięła się ta nagła przyjaźń i dlaczego Julianna wybrała właśnie ją. Przecież nowa przyjaciółka akceptowała ją bez najmniejszych zastrzeżeń! Julianna uznała więc, że czas na następny ruch. Postanowiła wykonać go podczas piątkowego wypadu. Po wyjściu z kina zjadły sałatkę i wypiły kawę w barze, a następnie zaczęły się zastanawiać nad sobotnimi zakupami. Julianna odliczyła należność za swoją część posiłku i westchnęła. – Muszę w końcu znaleźć jakąś pracę. – Nic jeszcze nie masz? 239 – Niestety. Nic. Chyba że przy wydawaniu hamburgerów. – Nie wygłupiaj się. – Mówię prawdę! Nawet nie przypuszczałam, że tak trudno znaleźć coś interesującego. – Spojrzała za okno wystawowe, a potem znowu na Sandy, jakby uderzyła ją pewna myśl. – A u ciebie nic nie ma? To chyba spore biuro, co? – Kancelaria – poprawiła ją przyjaciółka. – Coś tam jest, ale potrzebne są wyższe kwalifikacje. – Skąd wiesz, że ichnie mam? – Julianna pochyliła się w jej stronę. –

Posted in: Bez kategorii Tagged: pasemka ciemne włosy, jak powiedzieć chłopakowi że mi się podoba, wikipedia popek,

Najczęściej czytane:

niej podała pani Bernedzie ostatnią dawkę leków i trochę ciepłego mleka z miodem. Kiedy Berneda zasnęła i zaczęła chrapać, Lucille zaciągnęła zasłony wokół łóżka i po cichu opuściła pokój. Weszła tylnymi schodami na drugie piętro; wdrapując się po wąskich stopniach, czuła w kolanach artretyzm i zasapała się z wysiłku. Robiła się za stara i za gruba na ciężką pracę, i chociaż dobrze jej płacili i kochała rodzinę Montgomerych jak własną, wiedziała, że wkrótce pójdzie na emeryturę i być może zamieszka wtedy na Florydzie ze swoją siostrą Mabel. Ale dopiero po śmierci Bernedy Montgomery. Lucille obiecała mężowi Bernedy, że będzie zajmować się jego żoną do końca jej dni. Z błogosławieństwem łaskawego Boga, dużymi dawkami silnych środków przeciwbólowych, kieliszkiem brandy co noc, rozrusznikiem pilnującym regularnego bicia zmęczonego serca, Lucille zamierzała dotrzy-mać przysięgi złożonej Cameronowi Montgomery’emu, chociaż okazał się sukinsynem, jakich mało. Ale żadne z dzieci Bernedy nie było w stanie zająć się schorowaną matką. Wszystkie myślały, że rozrusznik serca i tabletki nitrogliceryny jeszcze długo będą trzymać matkę przy życiu, ale Lucille wiedziała swoje. Śmierć wzywała Bernedę Montgomery, a kiedy już zaczęła przyzywać swą ofiarę, nijak nie można było suki powstrzymać. Podniosła szufelkę, prychnęła i popatrzyła na gorące słońce leniwie przemierzające bezchmurne niebo. Tyle dzieciaków i wszystkie nic niewarte. Ale kimże była, żeby krytykować? Tak jakby jej własna córka była dużo lepsza. Nie, Marta, niech Bóg błogosławi jej nieczułe serce, należała do pokolenia, które robiło tylko to, na co miało ochotę. Zajmowała się swoimi sprawami, nie oglądając się za siebie. Nawet teraz. Miała odwiedzać Lucille, ale nigdy nie przyjeżdżała. Podobno chodziła z jakimś ważnym gliną o nazwisku Montoya z Nowego Orleanu, ale musiało się to rozle-cieć, skoro dzwonił tutaj, szukając jej. Na tym polegał problem z Martą. Była dziwna. Ale przecież to nic nowego. Lucille spędziła ponad trzydzieści lat na rozpamiętywaniu swoich nieprzemyślanych decyzji. Nawet teraz czuła się winna wobec swojej jedynaczki, dręczyły ją wyrzuty sumienia. Kochała Martę całym sercem i była dla niej jedynym wsparciem od czasu, gdy ta skończyła pięć lat. Czasami jednak wydawało się, że zło zwycięża. Można by oczekiwać, że wśród tych wszystkich dzieci, które Berneda i Cameron Montgomery wydali na świat, chociaż jedno wykaże się wystarczającą przyzwoitością. Lucille wysypała zawartość szufelki przez poręcz, na kupkę śmieci piętrzącą się pod grubymi pędami wisterii. Jaki los czeka wszystkich potomków Montgomerych? W ich żyłach krąży zła krew. Marny los i tyle. Spojrzała na szklany dzbanek z herbatą, stojący na balustradzie w promieniach słońca. W bursztynowym płynie pływały i wirowały herbaciane torebki, jak martwe ciała w ciepłym morzu. W głębi domu usłyszała dzwonek telefonu. Serce jej na chwilę zamarło. Nikt nie musiał jej mówić, że to złe wieści. - Uporządkujmy fakty. - Troy powiesił marynarkę na oparciu krzesła w kuchni Caitlyn. - Josh nie żyje. Mogło to być samobójstwo albo morderstwo. Policja wciąż się nad tym zastanawia. Wszystko do tej pory się zgadza, tak? ...

26 - Tak. - Caitlyn nalała świeżej wody do miski Oskara, mając nadzieję, że nie wygląda na tak wyżętą, jak się czuje. Zadzwoniła do brata i zostawiła mu wiadomość zaraz po wyjściu policji. Zjawił się dwie godziny później, jak tylko odsłuchał jej wiadomość, oddzwonił i utorował sobie drogę przez tłum reporterów krążących przy frontowej bramie. Wyglądał raczej na wkurzonego niż zasmuconego śmiercią szwagra. Tak jak przewidział detektyw Reed, ekipy telewizyjne i reporterzy lokalnych gazet pojawili się wkrótce po odjeździe policji. Dzwonili do drzwi, a kiedy Caitlyn nie otwierała, zajęli pozycje na chodniku przed domem. Kamerzysta filmował stojącą przed bramą domu szczupłą kobietę w eleganckiej fioletowej bluzce z czarną apaszką. Poczuła ucisk w żołądku. Znowu. Żadnych kamer. Żadnych reporterów. Żadnych pytań o intymne szczegóły z jej życia. - Nie potrafią powiedzieć, czy sam się zabił, czy ktoś mu w tym pomógł? - zapytał Troy, a jego wibrujący głos sprawił, że wróciła do rzeczywistości. Boże, musi się pozbierać; nie pozwoli, żeby ktokolwiek, nawet Troy, dowiedział się o jej lękach. - A... tak, znaczy... Jestem pewna, że potrafią. To tylko musi potrwać. Troy prychnął pogardliwie. - Najlepsi w Savannah. Nic im nie powiedziałaś, prawda? - Nieustępliwe, niebieskie oczy przyglądały jej się badawczo, szukały jakiejś skazy, kłamstwa. - Nie mogłam. Ja nic nie wiem. Poza tym, że na piętrze było pełno krwi. Cholernie dużo krwi. To nie była krew Josha. Nie mogła być! Caitlyn osunęła się na krzesło wyczerpana i śmiertelnie przerażona. - Ale na pewno jesteś jedną z głównych podejrzanych. - Troy zmarszczył brwi. Stał wyprostowany jak struna, szerokie ramiona, wąskie biodra, ciemne włosy, tylko na skroniach pojawiło się kilka siwych pasemek. Miał trzydzieści trzy lata i był w świetnej formie. - Wszyscy wiedzą, że Josh miał romans i zamierzał się z tobą rozwieść. - Jak to miło z twojej strony, Troy - mruknęła. - Nie owijasz w bawełnę. - Właśnie. Znalazłaś się w trudnej sytuacji. - Ja? - zapytała. - Co chcesz powiedzieć? Że zabiłam Josha? - Oczywiście, że nie. Wciąż była wzburzona. - Wiesz, przydałoby mi się trochę wsparcia. To był fatalny dzień i jeszcze się nie skończył. - W jej oczach błysnęły łzy. Ale nie podda się. Oskar, czując nadchodzącą awanturę, wśliznął się na swoje ulubione miejsce pod stołem. Troy stał zapatrzony na ogród, pobrzękując kluczami. - Przepraszam. Nie... nie nadaję się na psychoterapeutę. - Nie ulega wątpliwości. - Ale musisz spojrzeć prawdzie w oczy i przyznać, że bez wątpienia jesteś podejrzana. - Przeczesując palcami włosy, westchnął jak człowiek mocno zmęczony życiem. Tak jakby los ostatniego żyjącego mężczyzny z klanu Montgomerych był czasami nie do udźwignięcia. - Może powinnaś wyprowadzić się na jakiś czas. - Ale to jest mój dom. - Wiem, wiem, ale może byłoby lepiej, gdybyś wyjechała teraz z miasta, zatrzymała się u mamy w Oak Hill. - Chcesz powiedzieć: ukryła się? - Tego nie powiedziałem. 27 ... [Read more...]

czynniki ...

pierwsze. Nie pojmował, dlaczego w końcu pozwoliła mu się do siebie zbliżyć tylko po to, aby tu mu uciec. Od dwóch godzin przeczesywał wzrokiem skały i morze, licząc wbrew rozsądkowi, że jednak przeżyła upadek. Od tego momentu nikt jej nie widział. ... [Read more...]

I ten ktoś nie chce, aby o tym wiedziała. I nie życzy jej dobrze.

Zapach papierosa drażnił jej nozdrza. O Jezu. Nie, to nie Rick. Bezgłośnie podeszła do blatu kuchennego, na którym stał stojak z nożami, i wybrała taki z długim ostrzem. Jednocześnie myślała o przestępcach, których ścigał Rick, o ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 kwiaciarnia.turek.pl

WordPress Theme by ThemeTaste