- Przecież musisz się jakoś nazywać, a ja

  • Fatma

- Przecież musisz się jakoś nazywać, a ja

07 February 2023 by Fatma

muszę jakoś się do ciebie zwracać. Diabeł niewiele tu pomoże. - Todd - burknął, nie patrząc jej w oczy. - Todd Smith. Skinęła głową. - Zaraz wracam, Todd. Chyba masz dość oleju w głowie, żeby nie próbować ucieczki. ROZDZIAŁ SZESNASTY Ledwie Lily wyszła z kuchni, Santos wstał z krzesła. Spojrzał na swoje gołe nogi i zaklął w duchu. Cholera, okazała się sprytniejsza od niego. Nie uciekłby daleko: ranny, a na dodatek bez spodni, był unieruchomiony na dobre. - Cholera - powtórzył głośno. Już widział, jak kuśtyka River Road w ręczniku na biodrach. Nie miał wyjścia, musiał jej zaufać. Wielu ludziom próbował ufać przez ostatnie półtora roku, poczynając od beznadziejnie tępych detektywów z wydziału zabójstw. Zaufanie! Zrezygnowany, pełen najgorszych przeczuć, opadł z powrotem na krzesło. Zamknął oczy, pewien, że za chwilę do kuchni wkroczy gliniarz, weźmie go za tyłek i odwiezie ciupasem do Nowego Orleanu. Nie, starsza pani nie zrobi mu tego, powiedział sobie nagle z niespodziewaną pewnością i przekonaniem. Miała cięty język, ale i ciepłe, serdeczne spojrzenie. Było w jej zachowaniu coś, co naprawdę budziło ufność. Zresztą, jakie to ma znaczenie? Tak czy inaczej, tkwił w jej domu niczym w pułapce. Ciocia Lily. Czy go okłamała? Nie, nie okłamała. W chwilę później weszła do kuchni w towarzystwie starszego pana, który zamiast odznaki i pałki miał przy sobie skórzaną torbę lekarską. Tak jak zapewniała, przyjął bez zastrzeżeń historyjkę o tym, że Todd jest krewniakiem pewnej przyjaciółki. Nie dopytywał się, skąd obrażenia i w ogóle starał się zadawać jak najmniej pytań. Po dwudziestominutowym badaniu oznajmił, że Santos przeżyje. - Będziesz miał jutro paskudne siniaki i obudzisz się bardzo obolały. - Medyk zatrzasnął swoją pękatą torbę. - Ale poza tym wszystko w porządku, nie ma powodów do niepokoju. Miałeś szczęście, Todd. Polecił Lily, by przez najbliższych sześć godzin siedziała przy „krewniaku”, budziła go co dwie godziny, jeśli zaśnie, i dzwoniła, gdyby coś ją zaniepokoiło. Potem szybko wyszedł. Santos przypomniał sobie słowa Lily. Mówiła, że ona i doktor są przyjaciółmi i mają różne wspólne tajemnice. Jakie tajemnice, zastanawiał się, patrząc, jak starsza pani odprowadza przyjaciela do drzwi. Szli objęci, przytuleni, była w tym zażyłość wykraczająca poza stosunki sąsiedzkie i przyjaźń. Kiedy wróciła do kuchni, od razu przeszła do rzeczy: - Wolisz spać na kanapie na dole, czy wybierzesz sobie którąś z sypialni na piętrze? Santos zastanawiał się przez chwilę. - Na kanapie. - Dobrze. Mam ci pomóc przejść czy... - Sam sobie poradzę. - Oczywiście. Bez dalszych dyskusji ruszyła przodem, a on, krzywiąc się z bólu, pokuśtykał za nią powoli. Czekała na niego w salonie z rękoma zaplecionymi na piersi i bardzo zasadniczą miną. Spojrzał na nią spode łba. - Jeśli chcesz, żebym cię przeprosił, to twoje niedoczekanie. - Czy ja domagam się przeprosin? To w końcu ja cię przejechałam. - Wskazała na gotowe posłanie. - Mam nadzieję, że będzie ci wygodnie. - Skoro zadecydowałaś, że mam nocować na kanapie, dlaczego pytałaś, gdzie wolę spać? - rozzłościł się Santos. - Nic nie zadecydowałam, po prostu wiedziałam, że będziesz wolał tu zostać. Pomimo to dałam ci wybór. - Doprawdy? - syknął przez zęby. Lily Pierron była akurat tyle samo warta, co cała reszta dupków, na których natrafił w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy swojej tułaczki. - Skąd niby wiedziałaś, że wybiorę kanapę? - Bo stąd bliżej do drzwi wejściowych, to jasne. Miała rację, co jeszcze bardziej go zirytowało. - Co to za historia z tym starym? Jest twoim facetem? - Smith to dość popularne nazwisko, prawda? - odpowiedziała spokojnie pytaniem na pytanie. Santos zadarł brodę, spojrzał wyzywająco. - Nie wierzysz, że tak się nazywam? - Tego nie powiedziałam. - Nie musiałaś. - Omiótł wzrokiem zasobnie urządzony pokój. - Powodzi ci się. - Nie narzekam. - Lily ruszyła ku drzwiom. - Zostawiam ci dodatkowy koc, gdybyś zmarzł w nocy. Będę zaglądała do ciebie co dwie godziny. Nie przestrasz się, kiedy się obudzisz i zobaczysz mnie tutaj. Próbował, jak mógł, lecz nie dała wyprowadzić się z równowagi. A przecież w ostatnich czasach posiadł w stopniu niemal doskonałym umiejętność doprowadzania dorosłych do szewskiej pasji. Przerzucany z jednego domu do następnego niczym worek ziemniaków, czuł czasami, że jest to jedyny sposób zagwarantowania sobie minimum niezależności. Bóg mu świadkiem, że miał ogromną ochotę zirytować swojego samozwańczego anioła stróża. Rozejrzał się raz jeszcze po pokoju, tym razem niespiesznie, z ostentacyjną uwagą. - Mówiłaś, że mieszkasz sama, Lily? - Tak, Todd. Oczekiwał, że skłamie. Spodziewał się ujrzeć w jej oczach niepokój, chciał wzbudzić podejrzliwość. Nic. Zaczynał nabierać respektu dla tej kobiety. - Dlaczego pytasz, Todd? Chcesz mnie zabić, kiedy usnę, czy tylko obrabować? - Zgadnij. Zaśmiała się, był w tym śmiechu smutek i rozbawienie. - Rzeczy, przedmioty nie są ważne, Todd. Nic dla mnie nie znaczą. A jeśli mnie zabijesz, też niewielka strata. Nie mam po co żyć. Nie czekając na odpowiedź, podeszła do drzwi. W progu odwróciła się jeszcze i zaproponowała: - Zawrzyjmy układ, Todd. Ja nie oczekuję niczego od ciebie, ty nie oczekuj niczego ode mnie. Jeśli nie będziesz zadawał mi żadnych pytań, i ja o nic nie będę pytała. I nie obchodzi mnie, czy rzeczywiście nazywasz się Todd Smith, czy nie. Santosa obudził nęcący zapach smażonego boczku. Przed oczami miał jeszcze wydarzenia ostatniej nocy: jazda z przypadkowym kierowcą, atak, wypadek, niezwykłe uczucie nieważkości, kiedy oślepiony reflektorami wpadł prosto pod koła nadjeżdżającego samochodu.

Posted in: Bez kategorii Tagged: styl basic, nowoczesne imię dla chłopca, przepowiednie michaldy,

Najczęściej czytane:

cjancie o ...

zszarganej opinii, który odszedł z wydziału, nie rozwiązawszy trudnej sprawy. Dalej – afera związana ze strzelaniną, gdy mylnie wziął dwunastolatka z pistoletem zabawką za mordercę, który celuje w partnera. Bentz ostrzegł dzieciaka i wystrzelił. ... [Read more...]

50

Wentylator przeganiał gorące powietrze z jednego końca sypialni w drugi, hałasując tak głośno, że ledwie słyszała telewizor, w którym właśnie pokazali Josha Bandeaux na dorocznym balu policjantów. Wpatrywała się w ekran. Przystojny kutas. Diabelnie seksowny. Tak, i martwy jak Bella Lugosi. Ta myśl sprawiła jej przyjemność. Ubrany w czarny smoking od znanego projektanta i koszulę, która nie wymagała krawata, Bandeaux trzymał w ręce kieliszek i uśmiechał się uwodzicielsko do kamery. Jezu, jak on lubił światła reflektorów. Niewiele kobiet w Savannah zdołało się oprzeć temu uśmiechowi. Sugar pomyślała, że miał w sobie coś szatańskiego. Nalała sobie kolejnego drinka. Czuła jak zimna wódka spływa do gardła i wybucha płomieniem w żołądku. Wzdrygnęła się na myśl, że Caitlyn Montgomery poślubiła to monstrum. A wszystko dlatego, że Caitlyn była naiwna i na tyle głupia, żeby pozwolić zrobić sobie dziecko. W tych czasach!? Jak to możliwe? Zgadnij! Bandeaux był diabelnie seksowny i wiele kobiet, ona również, chętnie by się z nim zabawiło, ale żadna nie była tak głupia, by za niego wychodzić. Związać się z tym kutasem znaczyło wpakować się w niezłe kłopoty. No i się Caitlyn wpakowała. Nie, żeby Sugar się przejmowała. Zawsze uważała, że Caitlyn nie grzeszy rozumem. Jeśli chodzi o urodę, natura okazała się hojna, ale rozumu to jej poskąpiła. Gładka, biała skóra ślicznotek z Południa, wydatne usta, duże piwne oczy. Caitlyn była wysoka i miała sportową sylwetkę. I do tego świetne cycki. Wspaniałe cycki. Sugar zawsze zwracała uwagę na biust, nie dlatego, że gustowała w kobietach, ale dlatego, że chciała dobrze znać konkurencję. Wszystkie kobiety, nawet te bogate i wysoko postawione, rywalizowały ze sobą. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Bandeaux z żoną i córką. Dziecko miało wtedy jakieś półtora roku. Gdyby nie sztuczny uśmiech Caitlyn na tym wyraźnie pozowanym zdjęciu, wyglądaliby na idealną rodzinę. - Gówno, nie idealną! - Sugar wychyliła resztkę wódki. Pogryzła kostkę lodu i zaczęła grzebać w szufladzie komody, gdzie znalazła wystrzałową obcisłą bluzkę bez rękawów. Włożyła ją i wygładziła kilka zmarszczek. Reporter mówił właśnie o podejrzanych okolicznościach śmierci Bandeaux, gdy usłyszała samochód zajeżdżający na podjazd. Furgonetka, sądząc po odgłosie silnika. Kogo diabli niosą? Gderając i zrzędząc, pomyślała, że to pewnie brat złożył jej wizytę. Dickie Ray, ostatnia osoba, którą chciała widzieć. Wyłączyła stary, kiepsko już działający telewizor, przeszła do pokoju gościnnego i zanim brat zaczął się dobijać, otworzyła drzwi. Pod nogami usłyszała ciche warczenie - w połowie pit buli, w połowie labrador, ale za to w stu procentach suka. - Cześć - powiedział Dickie, zezując na psa. Caesarina nie lubiła go. Nigdy go nie lubiła. Znała się na ludziach. - Jest już prawie siódma wieczorem, spóźnię się do pracy. Ja pracuję - przypomniała mu, ostentacyjnie spoglądając na zegarek. Żeby tylko nie wszedł do środka. Gdy już zwali się na kanapę, to będzie tam siedział, godzinami gapiąc się w telewizor, aż wydoi cały sześciopak piwa. Kijem go trzeba będzie wyganiać. Nie był złym facetem, tylko leniwym jak diabli. - I ty to nazywasz pracą? - To uczciwa praca - odpowiedziała. 51 Patrzył na nią z kamienną twarzą. On uważał, że pobieranie zasiłku to z praca. - Świadczę usługi. Dickie Ray parsknął. - To teraz podniecanie śliniących się frajerów nazywa się świadczeniem usług? - Ja tańczę. - Nago. Spójrz prawdzie w oczy, jesteś striptizerką. Koniec i kropka. Możesz to nazywać jak chcesz, ale zwyczajnie pokazujesz cycki i dupę, żeby tym facetom w barze stanął. - To ich sprawa. - Oni myślą inaczej. - Ja też. Zostawmy to już. - Nie znosiła tych jego złośliwości. Kiedy był „w złym humorze”, jak mawiała mama, potrafił naprawdę nieźle dokuczyć. A dziś akurat trafił w jej czuły punkt. Nie była dumna z tego, co robi, ale uważała, że całkiem dobrze wykonuje swoją pracę. Miała klasę. Kiedy zaoszczędzi wystarczająco dużo pieniędzy lub jeśli dostanie obiecany spadek, rzuci to wszystko, pójdzie do szkoły, nauczy się obsługiwać komputer zostanie recepcjonistką w jakiejś dużej firmie. Ale jeszcze nie teraz. - Słyszałaś o Bandeaux? - zapytał Dickie, wchodząc do kuchni. Otworzył szafkę i znalazł pół paczki krakersów serowych. - Właśnie oglądałam wiadomości. - Szkoda go. - Dickie wrzucił do ust garść krakersów. Gdyby przyciął tę swoją małą bródkę, pozbył się piwnego brzuchala i długich strąków zwisających do ramion, byłby całkiem przystojny. Boki ścinał na krótko, ale jasnym lokom z tyłu pozwalał rosnąć swobodnie, pewnie w nadziei, że odciągną uwagę od łysiejącego czubka. W tym samym celu nosił zawsze czapeczkę bejsbolową. Naciągał ją na czoło tak głęboko, że daszek niemal dotykał stale obecnych na nosie okularów słonecznych. Okulary miały pewnie ukryć zaczerwienione oczy, bo Dickie, gdy tylko miał okazję, nie stronił od używek - alkoholu i kokainy. - Myślisz, że go ukatrupili? - W jednej z szafek Dickie znalazł plastikowy kubek po dużej coli. Otworzył lodówkę i uwiesił się na drzwiach. Chłodny podmuch powietrza owiewał mu twarz, gdy przyglądał się nędznej zawartości. W końcu zdecydował się na Dr. Peppera. - Zamordowali? - zapytała Sugar. - A niby co oznaczają „podejrzane okoliczności”? Zastanowiła się nad tym przez chwilę. - Tak, pewnie masz rację. Bandeaux wkurzył wielu ludzi w tym mieście. - Ciekawe, kto to zrobił. - Pociągnął łyk i zmarszczył nos. - W tym w ogóle nie ma gazu. - To nie moje, to Cricket - wyjaśniła Sugar. - Gdzie ona jest? - Dickie rozejrzał się jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że młodszej siostry nie ma w domu. - Pracuje. No wiesz, za-ra-bia na utrzymanie. Kończy o ósmej. Spojrzał na zegarek, a potem zajrzał do szafki nad lodówką w poszukiwaniu butelki. - Masz gdzieś whisky? - Nie. - Każdy facet umarłby u ciebie z pragnienia. ... [Read more...]

Jennifer.

– Musimy szukać dalej, ale na razie czekają na nas w kostnicy. – Wskazał papiery. – Zabieramy się stąd. Musimy zidentyfikować twoją towarzyszkę. W jasnobłękitnym świetle lamp na parkingu Bentz usiłował przejrzeć dokumenty, które ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 kwiaciarnia.turek.pl

WordPress Theme by ThemeTaste