niej z całą mocą. – Nie słuchała mnie już, nie docierało do niej ani
jedno moje słowo, a ja naprawdę wtedy ją znienawidziłam. Palnęłam, że jeśli czuje się choć trochę naszą matką, powinna się wyskrobać. Umysł Matthew zamknął się znowu, jego wrażliwość domagała się osłony. Biedna Karo. Tylko na tyle mógł sobie pozwolić, tylko tyle ośmielił się do siebie dopuścić. - Kazała mi się wynieść. - Imogen potrząsnęła nastroszoną głową. - Nie podniosła głosu, powiedziała to bardzo cicho, nie patrząc na mnie, jakby po prostu nie mogła znieść mojego widoku. Znów czekał, czując się tak, jakby tam był razem z Karo, żałując z całej duszy, że ją zostawił. - Co zrobiłaś? - Jak mi to powiedziała, wypadłam z pokoju i trzasnęłam drzwiami, a że klucz był na zewnątrz, więc go przekręciłam. Krzyknęłam, że idę po jej tabletki nasenne, że połknę je wszystkie, bo nie chcę już żyć, nie potrzebuję takiej matki, która nie kocha ani mnie, ani moich sióstr. 360 W tym momencie stanęła mu przed oczami cała ta scena. Zrozumiał, co musiało wydarzyć się później, i nawet przez kilka sekund czuł więcej ulgi niż gniewu. Żal oczywiście także - jakiś nowy rodzaj żalu, a także ogromną litość dla żony, ale i pewną zapowiedź pociechy, płynącą z tego, że nareszcie dowiedział się prawdy... - Tam nie było telefonu... - Imogen z każdym słowem szlochała coraz głośniej. - Na tym przecież polegał cały pomysł z Cichym Pokojem, prawda? Żadnych telefonów, cisza i spokój. Ale ja powiedziałam mamie, że idę się zabić. Nie, wcale nie miałam takiego zamiaru i to właśnie było najpodlejsze... Bo wcześniej miewałam takie skłonności i kilka razy próbowałam, ale nie tym razem... Jestem zwykła świnia, i tyle... Wredna, zepsuta egoistka... - I zamknęłaś drzwi na klucz, więc nie mogła wyjść, żeby cię uratować. Usta dziewczyny wykrzywiły się znowu, łzy mieszały się z wydzieliną z nosa. Tym razem Imogen nawet nie próbowała wytrzeć twarzy, wyraźnie jej nie zależało. - Dlatego została jej tylko jedna droga - ciągnął nieubłaganie Matthew. - Przez balkon... Balkon, którego tak się bała. - Pewnie próbowała zejść. - Głos Imogen sprawiał wrażenie małego, żywego stworzenia, które próbuje wpełznąć z powrotem do jej ust. - Chciała mnie powstrzymać, więc wdrapała się na balustradę... - Już tylko ledwie dosłyszalny szept. - I spadła. Matthew wiedział, czego się po nim spodziewała: zapewnienia, że nie zrobiła nic złego, że przecież nie chciała. Ale takie słowa nie mogły mu przejść przez gardło. W ogóle zabrakło mu słów. - A dziś w nocy - ciągnęła Imogen - usłyszałam, jak Zuzanna rozmawiała z Flic. Mówiła, że wie od Chloe, cośmy ci zrobiły, i Flic się na nią wściekła, a ja zrozumiałam, że teraz wszystko się wyda. I to, co ja zrobiłam, i to, co Flic... Ona zrobiła to z mojego powodu, dlatego nie mogłam już dłużej... nie mogłam... - Więc podłożyłaś ogień. - Matthew odzyskał zdolność mówienia. Teraz wszystko do siebie pasowało. Akt ostatecznej rozpaczy osoby przytłoczonej najstraszliwszym brzemieniem winy.