prosto w oczy. – Pana też nie zawiodę, jeśli dostanę tę pracę.
Tym razem uśmiechnął się nieco szerzej. – Jest pani pewna siebie, przebojowa... To bardzo ważne. Julianna pochyliła się w jego stronę, czując, jak serce skacze jej do gardła. – Jeśli mnie pan zatrudni, postaram się pracować jak najlepiej. Wierzę w pański program. W to, że należy surowo karać osoby, które pierwszy raz wchodzą w konflikt z prawem. W to, że trzeba ograniczyć liczbę ułaskawień. W większą penalizację prawa. Richard uśmiechnął się do niej, widząc, że jest naprawdę tym wszystkim przejęta. Było mu miło, że ktoś w ten sposób traktuje jego program. – Możliwość pracy z panem to zaszczyt! Już od jakiegoś czasu podziwiam pańską inteligencję i uczciwość. Chciałabym dołożyć swoją cegiełkę, żeby został pan nowym prokuratorem okręgowym St. Tammany. Przez moment milczał, przypatrując się jej uważnie, a potem znowu zajrzał do jej CV. – Widzę, że zajmowała się pani bardzo różnymi rzeczami. Kwesty, prowadzenie korespondencji, kontakty z mediami i zabieganie o poparcie. – Uniósł brwi. – Sporo obowiązków. Julianna rozpaczliwie szukała wyjaśnienia. Być może trochę przesadziła. – Cóż, prawda jest taka, że ze względu na brak doświadczenia zajmowałam się po trosze wszystkim. To nie była zbyt eksponowana funkcja. Po prostu robiłam to, co akurat było do zrobienia. – Przez parę sekund przyglądała się swoim złożonym dłoniom, a później znowu przeniosła wzrok na Richarda. – Będę szczera. Wcale mi się to wówczas nie podobało. Jednak teraz muszę przyznać, że zdobyłam dzięki temu spore doświadczenie. – Ma pani rację, panno Starr. – Wreszcie uniósł głowę i mógł jej się lepiej przyjrzeć. – Mam wrażenie, że gdzieś już panią widziałem. Czy spotkaliśmy się może wcześniej? – Nie, nie wydaje mi się. – Potrząsnęła głową. – Dopiero od niedawna mieszkam w Mandeville. Richard usiadł wygodnie w swoim fotelu. – A dlaczego przeprowadziła się pani tutaj z Waszyngtonu? To pytanie zupełnie ją zaskoczyło. Nie była na nie przygotowana. Przez moment gorączkowo zastanawiała się nad odpowiedzią, którą byłby w stanie zaakceptować, i dopiero wtedy uniosła lekko oczy. – Moja mama... zmarła w zeszłym roku. Długo walczyła z rakiem... – Odchrząknęła. – Nie mam innej rodziny i po prostu zdecydowałam, że wyjadę jak najdalej... Żeby zapomnieć. – Bardzo mi przykro. Skinęła głową na znak, że docenia jego współczucie. – Poza tym zawsze chciałam mieszkać gdzieś, gdzie jest cieplej. Słyszałam dużo o Nowym Orleanie, festiwalu Mardi Gras i Francuskiej Dzielnicy. – Uśmiechnęła się. – Dlatego tu zamieszkałam. – Ale nie w Orleanie, tylko Mandeville. – Na początku mieszkałam w Nowym Orleanie, ale okazał się taki brudny. A którejś soboty wybrałam się na wycieczkę krajoznawczą do Mandeville i... zakochałam się w tym miejscu. Richard pokiwał ze zrozumieniem głową. – Jasne. Sam wychowałem się w Orleanie, ale teraz za nic bym tam nie zamieszkał. – Wstał i wyciągnął rękę w jej stronę. – Było mi miło panią poznać, panno Starr. Uważam, że jest pani jedną z poważniejszych kandydatek na to stanowisko.