Marla spojrzała na niego, dopiero kiedy dotarli do
furgonetki. Troche ju¿ ochłoneła, ale na policzkach ciagle miała ciemne rumience. 320 - Nastepnym razem, kiedy wpadne na swietny pomysł, by odwiedzic moich krewnych bez zaproszenia, zastrzel mnie, dobrze? - powiedziała. - Postaram sie zapamietac. - Nick otworzył drzwiczki i Marla wsuneła sie na siedzenie. Nick usiadł za kierownica i właczył silnik. - On wział cie za kogos innego. - Zauwa¿yłam - odparła Marla ironicznie. - Ale czy mo¿na miec do niego o to pretensje? Nawet ja mam czasami watpliwosci co do tego, kim własciwie jestem. - Zmru¿yła oczy, raził ja blask słonca swiecacego przez przednia szybe. - Nazwał mnie Kylie - dodała, bebniac palcami w oparcie fotela, kiedy Nick wyje¿d¿ał z parkingu. - Kylie - powtórzyła. To imie wydało jej sie znajome. Ale dlaczego? Czy to mogło byc jej imie? Nie... niemo¿liwe. Czy znała kiedys kogos o tym imieniu? Zmarszczyła brwi w skupieniu, usiłujac sobie przypomniec własna przeszłosc. Ciagle spowijał ja mrok, jakby ostatnia zasłona jeszcze nie opadła. Nick, wyje¿d¿ajac na główna droge, spojrzał na Marle spod oka. - Czy to imie cos ci mówi? - Tak, to znaczy, tak mi sie wydaje. - Marla westchneła głeboko, wyjeła z torebki okulary przeciwsłoneczne i wło¿yła je na nos. - Mam wra¿enie, ¿e... och, sama nie wiem. - Zrobiła w powietrzu taki gest, jakby chciała schwytac cos ulotnego. Skoncentrowała sie, by przypomniec sobie cos sprzed wypadku, ale zaraz rozbolała ja głowa. - Mam w głowie kompletny chaos, ale jestem pewna, ¿e ju¿ słyszałam to imie... ¿e., och, wiem, ¿e to zabrzmi idiotycznie, ale gdzies w głebi serca czuje, ¿e Conrad lepiej ode mnie wie, kim jestem. Czy to nie dziwne? - Pokreciła głowa i uchyliła okno, wpuszczajac do samochodu chłodne, słone powietrze. - Gubie sie w tym wszystkim. Całe moje ¿ycie nie trzyma sie kupy. Czasem sama ju¿ nie wiem, co jest prawda, a co nie, 321 ale ta niechec, prawie nienawisc na jego twarzy, wydała mi sie bardziej prawdziwa ni¿ wszystko, co do tej pory słyszałam. - Nie był zachwycony twoja wizyta. - On mnie nienawidzi. - Przynajmniej dzisiaj - sprostował Nick. Marla patrzyła przez okno na zielone wzgórza. - Nie wiem, co mam sadzic o wszystkich opowiesciach o tym, jak blisko byłam zawsze z ojcem, jak zasypywał mnie prezentami, jak byłam jedynym swiatłem jego ¿ycia? Mam wra¿enie, ¿e jest w tym mnóstwo przesady. A mo¿e w ogóle nie ma w tym ani zdzbła prawdy. Odkad wyszłam ze spiaczki, mam dziwne przeczucie, ¿e bylismy sobie obcy. ¯e nie przepadalismy za soba. - Spojrzała na Nicka z ukosa. – Delikatnie rzecz ujmujac. - Nie wiedziała, czy smiac sie, czy płakac. Cała ta sytuacja była absurdalna. Ale tak¿e przera¿ajaca. Smutna prawda była taka, ¿e Marla miała wielu