jeszcze bardziej niebezpieczny.
- Mogłaby wnieść o zakaz kontaktów - zasugerowała Shipley. - Oczywiście, tylko nie wiem, czy dałaby sobie radę z wszystkimi konsekwencjami. No i jak pani wiadomo, tacy ludzie nie zawsze stosują się do zakazów. - Dlaczego nie złożyła doniesienia na policji? - spytał Keenan. - Bo się bała. - A skąd pan się o niej dowiedział? - zainteresowała się Shipley. - Z jeszcze jednego anonimowego źródła? - Tak, ale tym razem nie z listu - kłamał Allbeury, patrząc Keenanowi prosto w oczy. - Dostałem wiadomość telefoniczną. - Oczywiście numer nie do wyśledzenia? - Nawet nie próbowałem go ustalić. Bardziej mnie zainteresował podmiot. - Czyli Joanne Patston? - I zagrożenie jej dziecka. - Dlaczego nie zgłosił pan tego zagrożenia? - Chciałem, żeby pani Patston mi zaufała. Zawiadomienie służb socjalnych czy policji mogłoby tylko pogorszyć sytuację jej i dziecka. - I rzeczywiście zaufała panu? - spytał Keenan. - Myślę, że była tego bliska. - Ale więcej jej pan nie widział? - dopytywała Shipley. - Nie. - A rozmawiał pan z nią? - Po spotkaniu w bibliotece już nie. - A Michael Novak? - On rozmawiał z nią potem dwa razy. - O czym? - Zbierała się do podjęcia decyzji. - W jakiej sprawie? - Czy mam jej pomóc uwolnić się od małżeństwa. - Nadal pan nie wspomina - zauważył Keenan - jaki rodzaj wyjścia pan zaproponował. - Czekałem z tym na jej odpowiedź. - Ale musiał pan mieć w zanadrzu konkretne rozwiązanie - powiedziała Shipley. - Oczywiście. - Więc? - naciskał Keenan. Allbeury milczał przez chwilę. - Gdyby pani Patston zdecydowała się odejść, zrobiłbym wszystko, aby zgodziła się zamieszkać z córką w miejscu, gdzie obie byłyby bezpieczne. - Na dłuższą mete? - Tak. Nic innego nie wchodziłoby w rachubę. - Ale pan ciągłe czekał na jej ostateczną odpowiedź? - spytał Keenan. - Kiedy Mike Novak mi ją przekazał, pani Patston już nie żyła. Zabrał ich do błękitnego gabinetu i pozwolił zaglądać sobie przez ramię, kiedy sprawdzał swój