Co za bzdura, pomyślała i skrzywiła się z niesmakiem. Trzeba
zachować zdrowy rozsądek. To właśnie wyważone, racjonalne podejście do życia pozwoliło jej jakoś przetrwać ostatnie trzy lata. Nie zamierzała teraz, i to z powodu jednego dotyku, tracić nad sobą kontroli. Zarzuciła na ramiona czarny satynowy szlafrok obszyty koronką, który kupiła w Manchesterze na wyprzedaży, i poszła do sypialni. Czekając, aż Madison wróci z kina, zamierzała poczytać w łóżku. Nagle zatrzymała się w drzwiach sypialni. Coś było nie tak. Pośrodku łóżka leżało coś czarnego. Nie, pomyślała, zdjęta nagłą paniką, i podeszła bliżej. To coś nie poruszyło się, ale nie wyglądało jak plastik, guma ani żadna z obrzydliwych zabawek J.T. Patrzyła na chropowatą skórę, kawałki futra, skrzydła. To był nietoperz. Pociągnęła za narzutę, lecz stworzenie nie poruszyło się. Lucy straciła kontrolę nad sobą. Dzieci nie było w domu i nie musiała się powstrzymywać. Zacisnęła pięści i zaczęła krzyczeć ze strachu i obrzydzenia. Po chwili uspokoiła się i otarła oczy ręką. Martwy nietoperz. W jej łóżku. Rozejrzała się po pokoju, szukając czegoś, przez co mogłaby go wziąć do ręki. Z wściekłości aż zachłysnęła się powietrzem. Ktoś zakradł się do jej domu, ośmielił się wejść aż do sypialni na pierwszym piętrze i wrzucił jej do łóżka martwego nietoperza. Znalazła w szafie rakietę tenisową i przyjrzała się jej ze ściśniętym sercem. Nie grała w tenisa od śmierci Colina. Pomyślała, że może podnieść nietoperza na rakiecie i wyrzucić do lasu. Obróciła się w stronę łóżka i zamarła. Sebastian stał pośrodku pokoju. Nie miała pojęcia, skąd się tam wziął. – Spokojnie – powiedział, widząc, że Lucy na jego widok aż podskoczyła. – Nie uznajesz pukania do drzwi? – wybuchła. – Pojawiłeś się jak duch! Nie mogę... ja... Nie chcę, żebyś tu był! – Słyszałem, jak krzyczałaś – powiedział. – Wołałem przy tylnych drzwiach , ale nie odpowiedziałaś, więc przyszedłem cię poszukać. – Na moim łóżku jest martwy nietoperz – powiedziała, wskazując kierunek rakietą. – Widzę. Uroczy prezent. – Nietoperze nie umierają same na łóżku. To było oczywiste, więc Sebastian nic nie powiedział. – To narzuta Daisy – ciągnęła Lucy. – Znalazłam ją w kufrze na strychu. – Pamiętam ją – rzekł cicho, nie spuszczając z niej uważnego wzroku. Oddech Lucy powoli się uspokajał, ale nogi nadal pod nią drżały. Uświadomiła sobie, jak wygląda. Stała tu w szlafroku, z mokrymi włosami, boso, ze skórą pokrytą białymi plamami pudru. Sebastian wziął od niej rakietę. Ich dłonie zetknęły się na moment – i to wystarczyło. Przytuliła się do niego całym ciałem. W szlafroku czuła się niemal naga. Sebastian pocałował ją mocno. Tak wiele czasu już