Opuścił ramiona, odwrócił się i oparł plecami o ścianę po
prawej stronie od okna. Stał teraz przodem do niej. Serce zamarło jej w piersiach. Widziała jego twarz. Prawa strona, nieoszpecona bliznami była fantastyczna. Zbyt długie włosy opadały na kołnierz koszuli. Śnieżnobiałej koszuli. Zawsze takie nosił. Jakby miał ich całą szafę. Białe koszule do ciemnych spodni. - Sam sobie obcinasz włosy? Przeczesał włosy palcami i parsknął śmiechem. -Zdaje się, że to widać nawet po ciemku. -Jeśli chcesz, to cię ostrzygę. Często strzygłam braci i siostry. -Nie, dziękuję. Zresztą i tak nikt mnie nie widuje. -Nie o to chodzi. - Laura wstała. - Ty siebie widzisz. Richardzie. .. - Zamilkła nagle. -Co takiego? -Nie możemy tak dalej postępować. Chowanie się w ciemnościach nie jest dobre dla żadnego z nas. -Mów za sobie. -A ty, co przez to zyskujesz? - Chronię swoją prywatność, godność. Dumę. Pokręciła głową. -Nieprawda. W ten sposób tylko rozdrapujesz rany, które zadała ci żona. Nie wszyscy są tacy jak ona. -Już dawno uporałem się z Andreą. -Wierzę ci, ale zostawiła po sobie ślady i to mi się nie podoba. -Trudno - odgryzł się. -Więc to tak? Można podejść tylko na taką odległość, bo potem zmieniasz się w warczącego potwora ? -Daj mi spokój! -Och, odpuść sobie, Blackthorne! Znam cię, domyślam się, jaki jesteś, choć nie wiem, jak wyglądasz. - Zrobiła krok w jego kierunku. - Pozwól mi cię zobaczyć. -Nie. -Dałeś mi w prezencie coś bardzo cennego. Nigdy od nikogo tego nie otrzymałam - powiedziała, wskazując na farby i pędzle rozłożone na podłodze i stoliku. - Dostrzegłeś mnie. Nie śliczną buzię nagradzaną w konkursach, ale mnie. A teraz nie pozwalasz mi się odwdzięczyć? Wiedział dobrze, co Laura ma na myśli. To była obietnica, że nie będzie czuła wstrętu, nie będzie chciała się cofnąć. Lecz nie mógł ryzykować. Nie w chwili, gdy zaczynał znowu czuć się jak człowiek, gdy zapragnął wyjść na światło. - Odwdzięczasz mi się tym, co robisz dla mojej córki. -I to ci wystarczy? Nie odpowiedział. -Wystarczy? - zapytała głośniej. - Nie! - odpowiedział szczerze. - Nie, odkąd stanęłaś w progu mojego domu. Serce podskoczyło jej do gardła. Zrobiła jeszcze jeden krok w jego kierunku. Richard wpatrywał się w nią. Jej śliczną twarz oświetlał księżyc, długie włosy opadały falami na ramiona. Ciało skrywał cienki szlafrok i piżama. -Ale musi wystarczyć - dodał po chwili.