kłebiacy sie na nadbrze¿u.
- Zwiał? - Wszedł do któregos ze sklepów albo do restauracji. Chyba. - Albo wsiadł do samochodu. 356 - Do jeepa. Zało¿e sie, ¿e jezdzi jeepem. Marla spojrzała na niego, tknieta jakas mysla. - Jak ten człowiek, którego szukałes wczesniej. - Zgadza sie. Nick zwolnił. Marla, wyczerpana poscigiem, z trudem łapała oddech. Przekrzywiajac lekko głowe, Nick uwa¿nie spogladał w twarze mijanych ludzi, nie wypuszczajac przy tym z dłoni drobnej reki Marli, która równie¿ nerwowo rozgladała sie wokół. Nie zauwa¿yła jednak niczego niezwykłego. W ¿adnej z twarzy, nale¿acych do turystów i mieszkanców miasta, nie było nic podejrzanego ani złowrogiego. - Kto to jest? - spytała. - Nie wiem, ale widziałem me¿czyzne, wysokiego me¿czyzne, który wszedł za nami do kawiarni. Nie zastanawiałem sie nad tym, ale jestem pewny, ¿e wszedł do srodka kilka minut po nas. Pózniej, kiedy bylismy ju¿ na ulicy, znowu go zobaczyłem, szedł kilkanascie metrów za nami. Odwróciłem sie, ¿eby sprawdzic tabliczke z nazwa ulicy, a on skrecił za róg. Powiedziałem sobie, ¿e to tylko moja wyobraznia. Ale zaraz po tym, jak cie pocałowałem, podniosłem oczy i wydawało mi sie, ¿e widze jego odbicie w szybie wystawowej. Kiedy sie odwróciłem, ju¿ go nie było. - To nic nie znaczy - powiedziała Marla z ulga. - Daj spokój, Nick, teraz ty zachowujesz sie jak paranoik. Wystarczy chyba, ¿e ja cierpie na ostra psychoze. Nick nawet sie nie usmiechnał. - Nie rozumiesz. Wydaje mi sie, ¿e widziałem tego człowieka ju¿ wczesniej - powiedział, wyraznie zaniepokojony. - W szpitalu, kiedy ty byłas jeszcze w spiaczce. Miałem wra¿enie, ¿e jest w nim cos znajomego. Czułem, ¿e powinienem go rozpoznac. -Nick zmru¿ył oczy, przeszukujac wzrokiem oswietlony miejskimi neonami tłum na chodniku. - Tego samego dnia widziałem go te¿ na parkingu pod szpitalem. 357 Odje¿d¿ał czarnym jeepem. Czarnym, a mo¿e ciemnogranatowym. Zało¿e sie, ¿e to ten sam samochód, który widzielismy dzisiaj pod kosciołem. - Sadzisz, ¿e ten ktos pojechał za nami na komisariat? - Marla poczuła, jak małe włoski podniosły jej sie na karku z przera¿enia. Nick scisnał jej dłon i ruszyli przed siebie nadbrze¿em. Znad oceanu napływała biała, lekka mgła. - Dałbym głowe, ¿e tak było. - Ale po co? - Tego własnie musimy sie dowiedziec. Na razie nie umiem odpowiedziec na to pytanie - przyznał, przyciagajac ja do siebie. - Ale jestem pewny, ¿e to ma jakis zwiazek z toba. - Spojrzał na nia z powaga i determinacja. - Paterno uwa¿a, ¿e